Kiedyś świat wydawał się prostszy, nawet w kwestii wychowywania i kształcenia dzieci, słowem używanym było dyscyplina. Dzisiaj za to mamy dysgrafię, dysortografię, dysleksję i jeszcze jakieś inne słowa rozpoczynające się na dys. Pewnie jesteśmy bardziej współcześni i więcej wiemy o skomplikowanej naturze psychologicznej dziecka. Takie to buty szyją nam odkrywcy, że coraz mniej można oczekiwać od dziecka. Czas skupienia niektórych naszych pociech nie przekracza czasu reklamy na Youtubie. I jak tu uczyć klasę takich indywiduów? Nauczyciele to są cudotwórcy, zawsze ich podziwiałem za to, jak oni sobie radzą. No ale bez przesady, nie wszyscy przecież są dys i może niektórzy tylko potrzebują dyscypliny. Zdarzają się indywidua inteligentne i pracowite, które o zgrozo trafiają do klasy, gdzie nie tylko takie są. A co jeśli inteligentne i pracowite są dys? Życie jest różnokolorowe…
Przy tej całej różnorodności pojawia się jeszcze jedno dys słowo: dysfunkcyjna. Rodzina dysfunkcyjna, z której pociechy pochodzą. Wtedy dopiero pojawia się problem natury wychowawczo-pedagogicznej, bo jak tu egzekwować właściwe zachowania kogoś tak kształtowanego w jego własnym domu. Można by pokusić się o stwierdzenie w stylu, to nie jego wina przecież. Owo dys w stosunku do rodziny też może być rozmaicie rozumiane. Czy matka samotnie wychowująca dziecko/dzieci to rodzina dysfunkcyjna? Czy jak jeden rodzic jest poza domem większość czasu i dziecko ma z nim kontakt skypowo-smsowy to by się kwalifikowało jako dysfunkcja? Czy tylko jak jest bezrobocie, alkohol czy przemoc i awantury domowe, to podpada pod owo określenie?
Ciekawy komiks na ten temat narysował kiedyś Bill Watterson z cyklu Calvin i Hobbes. Calvin jest małym chłopcem i ma pluszakowego tygryska Hobbsa, który jak dorośli nie widzą, żyje i mówi, a jak widzą to jest po prostu pluszakiem. Pewnego razu Calvin idzie z Hobbsem i mówi: „Nic z tego, co robię nie jest moją winą. Moja rodzina jest dysfunkcyjna, a moi rodzice nie umacniają mnie. W konsekwencji nie jestem samozrealizowany. Moje zachowanie jest nałogowym funkcjonowaniem w procesie toksycznej współzależności! Potrzebuję holistycznego uzdrowienia i dobrej kondycji zanim zaakceptuję jakąkolwiek odpowiedzialność za swoje działania! Na co Hobbes odpowiada: Jeden z nas musi wetknąć głowę w wiadro zimnej wody. Calvin kończy swój wywód stwierdzeniem: Kocham kulturę bycia ofiarą. (tłum. własne)
W sumie nikt za nas życia nie przeżyje, ale daleko nie zajedziemy próbując uciekać od odpowiedzialności za własne działania. Kiedy czytamy słowa apostoła „.. każdy własny ciężar poniesie..” (List do Galacjan 6:5) nie ma w nich wiele miejsca na wyjątki.
No Comments